"Przebaczyć - to nie znaczy zapomnieć - bo zapomnieć się nie da. To znaczy żyć dalej razem: podjąć wspólną drogę, choć już nie na tej samej zasadzie." ~ Mieczysław Maliński
Zastanawialiście się może kiedyś czy w stu procentach człowiek umie wybaczać? Oczywiście, że nie.. Zawsze pozostaje nawet ta najmniejsza cząsteczka przez którą, chcąc czy nie chcąc, wracamy do tych nieprzyjemnych, zaistniałych sytuacji w naszym życiu. Dlaczego tak robimy? Bo jesteśmy tylko ludźmi, którzy lubią sprawiać sobie niepotrzebnie ból..
Bardzo często, niemalże codziennie, zastanawiam się czy potrafiłabym wybaczyć krzywdę, która została mi wyrządzona. Może wtedy wszystko wyglądałoby inaczej... Tego nie wiem i pewnie się nie dowiem..
Przez wiele lat starałam się zapomnieć o wszystkim. Chciałam zacząć żyć normalnie, jak na nastolatkę przystało. Ale... Nie mogłam, nie potrafiłam. Wspomnienia nie dawały mi spokoju. Cały czas widziałam obrazy, te ostre i te, które były za mgłą.. Nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Chciałam wybaczyć. Tak bardzo chciałam to zrobić, że w sumie nawet mi się udało.., ale czy aby na pewno?
Po dzień dzisiejszy mam zdystansowany kontakt z moim bratem. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Czyżby to co się wydarzyło miało aż tak ogromny wpływ na jakikolwiek kontakt? Najwidoczniej tak.. Kiedy o tym wszystkim myślę, czuję obrzydzenie. Ale przede wszystkim żal. Nie do niego, lecz do samej siebie... bo jak możemy wybaczyć cokolwiek komuś, jeżeli nie potrafimy zrozumieć ani wybaczyć sobie. Jak możemy oczekiwać, że zrobimy to dla innych, skoro nawet nie potrafimy zrobić tego nawet dla siebie. Może sam problem nie tkwi w samym czynie, lecz w myśleniu o nim..
Minęło bardzo dużo lat. Niedługo skończę 20 lat i szczerzę? Mówienie, myślenie i pisanie o tym nie sprawia mi takiego problemu oraz towarzyszącego bólu jak wcześniej. To co się stało, się nie odstanie. Jest to jakąś częścią mnie. Ukształtowało moją osobowość, to kim jestem teraz. Nie wybaczyłam, bo wybaczyć się nie da, ale pogodziłam się z tym faktem. Potrafię iść przez życie z podniesioną głową pomimo krzywd, których doznałam. Jak mi się udało tego dokonać? Może po prostu dorosłam i zdałam sobie sprawę, że są zdecydowanie gorsze rzeczy niż ta, a może zaakceptowałam tą "tragiczną" część moje życia. To co było wcześniej, to co nas spotkało, nie ma takiego wielkiego wpływu na przyszłość jak mogłoby się wydawać. Możemy być kim tylko zechcemy! A wszystko dzięki temu, że potrafimy żyć akceptować siebie. To jest klucz do wszystkiego.
Przez wiele lat starałam się zapomnieć o wszystkim. Chciałam zacząć żyć normalnie, jak na nastolatkę przystało. Ale... Nie mogłam, nie potrafiłam. Wspomnienia nie dawały mi spokoju. Cały czas widziałam obrazy, te ostre i te, które były za mgłą.. Nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Chciałam wybaczyć. Tak bardzo chciałam to zrobić, że w sumie nawet mi się udało.., ale czy aby na pewno?
Po dzień dzisiejszy mam zdystansowany kontakt z moim bratem. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Czyżby to co się wydarzyło miało aż tak ogromny wpływ na jakikolwiek kontakt? Najwidoczniej tak.. Kiedy o tym wszystkim myślę, czuję obrzydzenie. Ale przede wszystkim żal. Nie do niego, lecz do samej siebie... bo jak możemy wybaczyć cokolwiek komuś, jeżeli nie potrafimy zrozumieć ani wybaczyć sobie. Jak możemy oczekiwać, że zrobimy to dla innych, skoro nawet nie potrafimy zrobić tego nawet dla siebie. Może sam problem nie tkwi w samym czynie, lecz w myśleniu o nim..
Minęło bardzo dużo lat. Niedługo skończę 20 lat i szczerzę? Mówienie, myślenie i pisanie o tym nie sprawia mi takiego problemu oraz towarzyszącego bólu jak wcześniej. To co się stało, się nie odstanie. Jest to jakąś częścią mnie. Ukształtowało moją osobowość, to kim jestem teraz. Nie wybaczyłam, bo wybaczyć się nie da, ale pogodziłam się z tym faktem. Potrafię iść przez życie z podniesioną głową pomimo krzywd, których doznałam. Jak mi się udało tego dokonać? Może po prostu dorosłam i zdałam sobie sprawę, że są zdecydowanie gorsze rzeczy niż ta, a może zaakceptowałam tą "tragiczną" część moje życia. To co było wcześniej, to co nas spotkało, nie ma takiego wielkiego wpływu na przyszłość jak mogłoby się wydawać. Możemy być kim tylko zechcemy! A wszystko dzięki temu, że potrafimy żyć akceptować siebie. To jest klucz do wszystkiego.