"Są też osoby bardzo „jak należy”. Spotykając się z nimi, pytamy: „Wszystko w porządku?” One odpowiadają: „W porządku”. Nie mogą powiedzieć nic więcej, ponieważ są więźniami samych siebie i społecznego jarzma. Nie mogą wypowiedzieć cierpienia, które je dusi i łamie. A my przechodzimy, nie zauważamy ich spojrzeń – świateł alarmowych, nie słyszymy ciszy ich krzyku, nie dostrzegamy nawet, że na barometrze ich serca wskazówka zatrzymała się
na kreseczce „burza”." ~ Tim Guénard
na kreseczce „burza”." ~ Tim Guénard
Kiedy w życiu spotyka cię coś nieprzyjemnego, nie za bardzo masz ochotę dzielić się tym z kimkolwiek. Dusisz w sobie ten jeden, ogromy problem. Zdajesz sobie sprawę, że nikt nie jest ci w stanie pomoc, tym bardziej rodzice, czy twoi najbliżsi. Nadchodzi jednak tai moment, w którym nerwy puszczają. Nic nie jest w stanie cię zatrzymać, przed wypowiedzeniem tego co cię ta bardzo dręczy..
Tak własnie było ze mną. Przez trzy lata nie puściłam pary z ust, a problem nadal się nawarstwiał. Z jednej strony czułam do siebie obrzydzenie, natomiast z drugiej myśl, że stała mi się ta wielka krzywda, nie opuszczała mnie na krok. Bardzo nie podobało mi się to, że moi rodzice nie mogli zauważyć, że coś mi się stało. Nie bez powodu dziecko staje się strasznie wybuchowe, krzyczy, płacze, nie ma ochoty na jakąkolwiek dłuższą rozmowę. Kontakty ograniczały się jedynie do: "Jak w szkole?", "Dobrze..", a nigdy nie było dobrze. Co noc wypłakiwałam się w poduszkę. "Internetowe przyjaźnie" już mi nie wystarczały. Mówienie o swoich problemach obcym ludziom, z którymi nawet się nie zobaczę, nie było dobrym pomysłem. Była jedna taka dziewczyna, nawet moja imienniczka. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy, tak mi się bowiem wydało. Pewnego dnia powiedziałam jej o moim traumatycznym przeżyciu. Po prostu mnie wyśmiała. Powiedziała mi tylko, że mam wybujałą wyobraźnię. Po tym wszystkim zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej. Myślałam tylko o jednym, jak pozbawić się życia. Za każdym razem byłam blisko, ale w końcu zdawałam sobie sprawę, że to nie jest rozwiązanie moich problemów. Cały czas był jeszcze jeden haczyk. Ciągle musiał dzielić pokój ze swoim oprawcą. Bałam się, że znowu zacznie się to na nowo.
Po trzech latach wybuchnęłam jak ogromy wulkan. Wykrzyczałam wszystko, opowiedział o wszystkim mojej mamie. W złości, bo w złości, ale miałam już dosyć, że cały czas ma do mnie jakiś problem, że nie pasuje jej to jak się zachowuje. Był to dla niej szok. Szczerzę mówiąc, myślałam, że w ten sposób moje cierpienie zostanie ukrócone. Miała być to nasza słodka tajemnica, o której wiem tylko ja, moja mama i mój brat... Niestety, był to dopiero początek wszystkich moich problemów...
Masz prawdziwy talent do pisania, ujęła mnie Twoja historia. Mam nadzieję, że napiszesz kolejny post. Wielu osobom Twoje pisanie może przynieść ulgę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości komuś pomogą moje wypociny.
UsuńCieszę się, że chcesz pisać o Twoim trudnym doświadczeniu. Pisz jak najwięcej, dziel się wszystkimi emocjami jakie są w Tobie, wiem o tym, że jest ich dużo i bywają skrajne. Wiem też, że wyczerpują i najlepszym sposobem na nie jest ich wyrzucenie. Wyrzucaj, wyrzucaj ile się da i kiedy się da! Ja trzymam za Ciebie kciuki i jestem pewna, że dasz radę stanąć na nogi. Wiem to, bo sama już na nich stoję.
OdpowiedzUsuńBędę pisać, nie zmierzam przestać! :)
Usuń